poniedziałek, 21 września 2015

          Opowieść o powstaniu Pór Roku 

                            rozdział 5

     Podczas, gdy Zima przebywała na Ziemi, najmłodsza i najpotężniejsza z sióstr, Wiosna, opiekowała się swym ojcem najlepiej jak umiała. Wiele dni stała pod drzwiami jego komnaty próbując nakłonić Niebo do opuszczenia jej, ale ten nie chciał słuchać córki. Dopiero, gdy ta poinformowała go o zniknięciu Zimy, postanowił opuścić swój pokój, a kiedy otworzył drzwi, ujrzał przed sobą tylko Wiosnę, a poza nią nie było nikogo, nie było Lata, nie było Jesieni, nie było Zimy, tylko Wiosna, jedna jedyna córka, która z nim pozostała. Wtedy właśnie Niebo uświadomił sobie jak wiele stracił, a to wszystko przez miłość jaką darzył swe przybrane córki, bo to miłość kazała mu je chronić przed złem tego świata, i to miłość sprawiła, że je utracił. Poprzysiągł sobie wtenczas, że najmłodszej Wiośnie, nigdy nie pozwoli zejść na Ziemię, lecz gdy na nią spojrzał i zobaczył jak wiele cierpienia zostawiła tam Zima, wtedy wielki smutek ogarnął jego serce i litość dla ludzi w nim wezbrała. Odwrócił wzrok od Ziemi bo nie mógł patrzeć na to straszne nieszczęście. Czuł się winny bo wiedział, że miał wielki udział w tej katastrofie, ale wiedział też jak potężna jest Wiosna i, że tylko ona może położyć temu kres. Przemówił więc do córki:
-Za Dawnych Dni, twoja matka, właśnie tobie podarowała największą moc, potężniejszą niż posiadają twe wszystkie siostry razem, potężniejszą nawet od samej Nocy. Możesz uratować Ziemię i ludzi, i sprawić by znów przyszło szczęście i radość, jeżeli tylko zechcesz. Ja cię nie wstrzymam, ale też nie zmuszę cię do pomocy Ziemi. Wierzę w twą mądrość i wiem, że decyzja którą podejmiesz będzie słuszna.
      Wiosna długo zastanawiała się nad słowami ojca. Nie pałała sympatią do rasy ludzkiej, wręcz przeciwnie, nawet ich nie lubiła. Jednak nie mogła patrzeć na panujące na Ziemi cierpienie, bowiem dobroć jej była wielka i niezmierzona w jej czynach. Pożegnała więc ojca i zeszła na Ziemię, a gdy się tam znalazła, zachwyciła się jej pięknem. Wszędzie dookoła lśniła w słońcu najczystsza biel, a kryształki lodu na gałęziach drzew błyszczały niby diamenty.  Smutek ją ogarnął, bo nie chciała niszczyć tak pięknego dzieła swej siostry, ale gdy ujrzała ludzi zapłakała nad ich niedolą. 
      Zaczęła więc od słońca, które na jej prośbę zaczęło świecić mocniejszym blaskiem i długo nie ustępowało nocy, dzięki czemu dni stawały się cieplejsze i coraz dłuższe. Stopniowo również topniał śnieg i lód na rzekach i jeziorach, a zwierzęta zaczęły się wybudzać z zimowego snu, a inne zmieniały futra na cieńsze. Następnie Wiosna zaczęła swą wędrówkę, a tam, gdzie stanęła rozkwitała najzieleńsza trawa, a spod jej stóp wyrastały przepiękne kwiaty. Drzewa i krzewy, gdy widziały, że zbliża się Wiosna, były tak uradowane że zaczęły wypuszczać pąki, aby niedługo potem dorodnie zaowocować. Deszcze teraz były rzadsze i cieplejsze, niż za czasów Jesieni. Cały świat zdawał się teraz rodzić na nowo, a wszystkie ptaki niosły radosną wieść, ze nadchodzą lepsze dni, bowiem sama Ziemia była szczęśliwa. Wiosna okrążyła cały ludzki świat, aż wreszcie dotarła do najdalej wysuniętej na północ polany, i tam wśród najpiękniejszych kolorowych kwiatów zamieszkała. I tak oto na świecie powstała wiosna. 
      Tak oto brzmi legenda o powstaniu  pór roku. Powiadają, że co dziewięć miesięcy, każda z sióstr, począwszy od Lata, w tej samej kolejności, w jakiej schodziły z Nieba, opuszcza swą kryjówkę, aby odnaleźć pozostałe siostry, lecz do ich spotkania nigdy nie dojdzie, bo gdy jedna ze swej kryjówki wychodzi, poprzednia do niej powraca. Trwa to już od dawien dawna i trwać będzie do końca świata, bowiem wszystkie siostry bardzo się kochały i nie spoczną póki się nie odnajdą, a tak długo jak będę się szukały, będą trwały pory roku.
 KONIEC

piątek, 18 września 2015

                                      Zielony pył

                                                                         (fragment)
-Gdybyś kazała mi płakać dla ciebie, płakałbym, gdybyś kazała mi umrzeć dla ciebie, umarłbym...!
-Nie mów tak-przerwała mu Sharma,wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele prawdy było w jego słowach i  kontynuował jakby w ogóle jej nie usłyszał:
-bo cię kocham! Bardziej niż powietrze, którym oddycham.-I przez chwilę panowała niemal namacalna cisza, zakłócona jedynie, przez przyśpieszony oddech Sidry.
-Jeśli naprawdę tego pragniesz, jeśli naprawdę chcesz, żebym odszedł, to powiedz, powiedz to słowo Sharma, a wtedy zrobię to, i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Sharma nie powiedziała, nie potrafiła.
-Sidra, proszę...
I odszedł, a wzrok Sharmy zwrócony był ku ziemi, bo nie zniosłaby tego widoku, odwracającego się Sidry, który pragnął ostatni już raz ujrzeć tą którą kochał ponad wszystko, z nadzieją, że i ona spojrzy na niego, ale tego nie zrobiła. To za bardzo bolało, za dużo cierpienia. 

poniedziałek, 14 września 2015

     Opowieść o czterech Porach Roku 

                         Rozdział 4

Tymczasem trzecia z sióstr, Zima, często spoglądała z nieba na życie na Ziemi, które z każdym dniem coraz bardziej ją fascynowało. Ukochała ona ludzi i uwielbiała oglądać ich całodzienne poczynania, dlatego tez gdy pewnego dnia zobaczyła, jaki smutek i cierpienie zostawiła na Ziemi Jesień, zapragnęła pomóc bezsilnej rasie ludzkiej, i znów zaprowadzić tam szczęście. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zeszła na Ziemię, prosząc uprzednio swą najmłodszą siostrę, Wiosnę, aby opiekowała się ojcem, bo bardzo kochała Niebo i nie chciała go opuszczać, ale kochała też ludzi, którzy bardziej niż ojciec potrzebowali teraz jej pomocy. Gdy wreszcie stanęła na Ziemi, poczuła pod swymi, białymi jak mleko, stopami gęste, wilgotne i wszechobecne błoto. Rozejrzała się wokoło i przeraził ją ten widok.  Z nieba nieustannie padał deszcz, drzewa zostały ogołocone prawie ze wszystkich liści, w których nie można było dopatrzeć się żadnego koloru. Wszelkie rośliny, niegdyś dumnie i pięknie rosnące w słońcu, teraz były poniżone, brzydkie i nic nie warte, a zwierzęta zmarniały i stały się o wiele bardziej płochliwe i nieufne, niż za czasów Lata. Zima współczuła teraz Ziemi i postanowiła natychmiast położyć kres temu nieszczęściu. Nie posiadała w prawdzie tak wielkiej mocy jak Lato, ale obiecała sobie zrobić wszystko, aby znów zapanowało szczęście. W pierwszej kolejności zaprowadziła większość zwierząt do wydrążonych ówcześnie nor i ułożyła je do snu, nakazując im zbudzić się dopiero wtedy, gdy znów zapanuje szczęście, a pozostałym podarowała grubsze futra, a ptakom pióra. Następnie pozbawiła drzewa wszelkich ostałych się na nich liści, a potem spadający z nieba deszcz, zamieniła na płatki śniegu, które w kilka chwil przykryły szarą, błotnistą ziemię i zwiędłe kwiaty.  Po czym zamroziła nawierzchnię wszystkich wód, aby uchronić ryby przed śniegiem i zimnem, kryształkami lodu ozdobiła nagie gałęzie drzew i krzewów.
     Tego dnia świat znów stał się piękny, ale też i martwy. I gdy zima popatrzyła na ludzi, którzy wciąż byli smutni i przygnębieni, mimo wszechobecnego piękna, jakie im stworzyła, czystej jak łza bieli i błyszczących jak diamenty gałęzi drzew i krzewów, nie rozumiała ich nastroju. Przecież tak bardzo starała się, aby znów zapanowała radość i szczęście. Ale ludzie nie radowali się, bo nękał ich mróz i żadne rośliny nie chciały rosnąć, a dni były coraz krótsze. Zapanował głód i wielu ludzi w tamtych czasach umarło. Zima była zrozpaczona, bowiem nie tego chciała. Kochała ludzi i pragnęła im pomóc, a nie przysparzać jeszcze więcej cierpienia. Myślała, że jak świat znów będzie piękny to wtedy zapanuje szczęście, ale myliła się. Zima nie mogła znieść tej świadomości, iż to ona, jeszcze bardziej, niż Jesień, przyczyniła się do niedoli tak wielu ludzi. Uciekła więc daleko w góry piętrzące się na wschodzie i tam, na najwyższym szczycie wznoszącym się ponad chmury, gdzie zawsze padał śnieg, zamieszkała. I tak oto na świecie powstała zima. 

niedziela, 13 września 2015

    Opowieść o czterech Porach Roku 

                         Rozdział 3

Jesień wciąż jeszcze czekała na siostrę, a nadzieja, że ta powróci jej nie opuszczała. Ale mijały dni, a Lato nie wracała. Wtedy właśnie Jesień postanowiła po raz pierwszy w swoim życiu sprzeciwić się ojcu i zeszła na Ziemię, aby odszukać siostrę. Jesień długo szukała Lata, a z każdym kolejnym dniem jej nadzieja nikła coraz bardziej i bardziej, a gdy ta malała Jesień popadała w coraz większą rozpacz. W tym czasie również cały świat płakał razem z nią. Liście drzew, z żywej i radosnej zieleni, zmieniały kolory na coraz to bardziej smutne odcienie szarości, pomarańczy i czerwieni, by następnie, z braku sił opaść martwymi na ziemię i tam zakończyć swój żywot. Rośliny więdły w zastraszającym tempie, zwierzęta stawały się smutne i przygnębione, dni były teraz o wiele krótsze i szybko ustępowały nocy, podczas której coraz rzadziej świeciły gwiazdy. Natomiast za dnia, gdy Jesień płakała, a jej łez nie było końca, płakało również Niebo, które po stracie drugiej córki nie było już niebieskie, a tam gdzie stanęła pod jej stopami pojawiało się gęste błoto i kałuże. Wtenczas Jesień już wiedziała, że nigdy nie zdoła odnaleźć siostry, którą kochała najbardziej spośród wszystkich trzech, i poddała się bezgranicznie swej rozpaczy, która teraz zawładnęła nią całą, sprawiając, że stała się jakby marą, pozbawioną szczęścia. Jesień nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w takim stanie i oddaliła się daleko w góry piętrzące się na zachodzie, i tam w najgłębszej i najciemniejszej jaskini zamieszkała, a wraz z nią jej przeogromny smutek. I tak oto na świecie powstała jesień.
     Niebo wiedział już, że Jesień nie powróci do królestwa niebieskiego. Zamknął się tedy w swej komnacie, zasłonił wszystkie okna, i przez długi czas z niej nie wychodził pogrążając się w coraz to większej rozpaczy. 

sobota, 12 września 2015

    Opowieść o powstaniu Pór Roku 

                        Rozdział 2 


Piękne istoty nazywały się kolejno: Lato, Jesień, Zima, Wiosna i zamieszkały w królestwie niebieskim, a Niebo pokochał je wielką miłością i otoczył opieką, a z obawy przed ludźmi, zakazał im kategorycznie schodzić na Ziemię, mówiąc tym samym, że ludzie są źli, podli i niebezpieczni, a Pory Roku uwierzyły swemu przybranemu ojcu, choć nie wszystkie. Lato bowiem nie usłuchała Nieba i często w tajemnicy przed rodziną, wymykała się na Ziemię, obserwowała życie na niej panujące, które bardzo ją fascynowało. Pewnego razu gdy Lato cały dzień przebywała wśród ludzi, zauważyła, że to, co od zawsze wmawiał jej i jej siostrom ojciec, było nieprawdą. Przekonała się, że ludzie wcale nie są źli a tym bardziej niebezpieczni. Wręcz przeciwnie, Lato czuła się na Ziemi lepiej, niż w królestwie niebieskim, a ludzie bardzo ją pokochali i wszędzie, gdzie by nie poszła była miło przez nich goszczona. Jednak niedługo potem jedna z jej sióstr, Jesień, dowiedziała się o tajemniczych ucieczkach Lata i była bardzo zła na siostrę, że nie usłuchała ojca i nie przestrzega jego zasad. Wtedy Lato opowiedziała Jesieni jak naprawdę wygląda życie na Ziemi, i że jest ono piękne, a Niebo myli się co do ludzi. Zaproponowała tez aby siostra, któregoś dnia razem z nią zeszła na Ziemię, lecz ta odmówiła, a mimo, że nie pochwalała zachowania Lata , nic nikomu nie powiedziała, bo właśnie tę najbardziej ze wszystkich sióstr kochała.
     Pewnego dnia, gdy Lato spacerowała po ziemskim lesie, spostrzegła mężczyznę przechadzającego się pomiędzy białymi pniami brzóz. Zaciekawiona celem jego podróży podążyła za nim, lecz ten w pewnym momencie  zobaczył Lato i zachwycił się jej niebiańską urodą i zakochał się w niej, bowiem nigdy w całym swym życiu nie widział piękniejszej istoty. Lato również pokochała młodzieńca, któremu na imię było Elderiath, a że nie była człowiekiem jej miłość do niego była o stokroć silniejsza, niżeli zwykłego śmiertelnika. Od tamtego dnia Lato była już zawsze szczęśliwa sprawiając tym samym wiele dobra na Ziemi. Dzięki niej bowiem wszystkie lasy stały się bardziej zielone, łąki mieniły się wszystkimi istniejącymi kolorami, wody stały się cieplejsze, wiatry były spokojniejsze, dni długo nie pozwalały przedrzeć się nocy, zwierzęta odżyły i stały się o wiele bardziej energiczne, a Słońce świeciło z całą swa mocą, dając Ziemi mnóstwo ciepła. Od tamtego dnia, Lato już nigdy nie powróciła do królestwa niebieskiego, albowiem zaznała pełnię szczęścia w świecie ludzi i pragnęła z nimi pozostać już zawsze. Jednak jej szczęście nie trwało długo, ponieważ Niebo dowiedział się o poczynaniach swej przybranej córki, i że ta nie chce powrócić do domu. Wtedy to właśnie rozpętał na Ziemi ogromną i przerażająca burzę. Ludzie zlękli się tego niszczycielskiego zjawiska, ale Lato posiadała potężną moc i szybko ujarzmiła wywołaną przez Niebo burzę. Ale ten nie zamierzał się poddać i za wszelką cenę pragnął sprowadzić Lato do domu. Jego burze były coraz bardziej przerażające i niszczycielskie, i gdy pewnego razu Lato walczyła z, jak dotąd, najstraszliwszą burzą jaką wywołał jej ojciec, potężny piorun trafił w Elderiatha uśmiercając go. Lato długo płakała po stracie ukochanego. Nie potrafiła się pogodzić z jego śmiercią, tak samo jak nie potrafiła pozostać już w miejscu, w którym wszystko przypominało jej Elderiatha. Jednocześnie nie chciała wracać do ojca którego od tamtej chwili szczerze znienawidziła ,a nienawiść ta nigdy nie opuściła jej serca. Dlatego też uciekła nad najdalej wysunięte na południe jezioro ukryte w lesie, do którego żaden człowiek nigdy się nie zapuszczał, i tam zamieszkała. I tak oto na świecie powstało lato.
     Po zniknięciu Lata, Niebo zaprzestał nękać Ziemię swymi burzami, bo zrozumiał, że to przez niego Lato uciekła, i nigdy już nie powróci, i nigdy mu nie wybaczy. Posmutniał wtedy wielce bo bardzo kochał swą najstarsza córkę i chciał dla niej dobrze, ale wyszło inaczej. 

piątek, 11 września 2015

        Opowieść o powstaniu pór roku

                           Rozdział 1 

     Na początku była tylko Ciemność, wielka, bezkresna, niezmierzona, i nie było nic poza nią w całym wszechświecie. Budziła strach i przerażenie, i przez wiele tysiącleci  bano się przez nią wędrować i omijano ją z daleka. Wkrótce jednak znalazł się pewien odważny śmiałek, który przemierzał Ciemność i nie bał się jej, bowiem postać jego biła najjaśniejszym światłem, przed którym Ciemność natychmiast pierzchła, a zwał się on Dniem Pierwszym. Legendy głoszą, że stworzył on Świat, a na nim Niebo i Ziemię. Wielka i potężna Ciemność czuła się upokorzona przez Dzień Pierwszy, ponieważ póki ten się nie zjawił to ona panowała nad całym wszechświatem, a Dzień Pierwszy stwarzając na jej terytorium swój Świat, zakłócił jej spokój. Wtenczas wypowiedziała mu wojnę, lecz Dzień Pierwszy nie chciał walczyć z Ciemnością, ponieważ mimo, iż jego poświata błyszczała świeciła jasno, wiedział, że nie ma szans w starciu z tak wielką potęga Ciemności. Uciekł wiec na Świat który stworzył, a tam przemienił się w każdy Dzień, a gdy już nim będąc patrzył na swój Świat, wydał mu się on bardzo pusty, bo nie było na nim nic prócz piasku, wody, i nikłych roślin. Zdumiał się bardzo, bo projektując  przed laty Świat w swych myślach, pragnął aby był on wielki, niezrównany i potężny, i aby sam w sobie był potęgą, a tak się nie stało. Wtenczas więc, stworzył Dzień ludzi, lecz było ich więcej niż się na początku spodziewał i nie umiał należycie się nimi zająć, dlatego tez oddał swe dzieci pod opiekę Ziemi, która pokochała ludzi i dała im glebę bogatą we wszelkie rośliny, aby żywności nigdy im nie brakowało.
      Tymczasem, przepełniona nienawiścią Ciemność podążyła za Dniem Pierwszym na Świat, lecz gdy się na nim znalazła nie mogła odnaleźć Dnia Pierwszego, bo nie wiedziała, iż występuje on teraz pod inną postacią, niż gdy go widziała po raz ostatni. Nie mogła też wrócić do swego dawnego domu i mimo woli została na świecie i zmieniła się w Noc, która wschodzi dopiero wtedy, gdy ostatni promień światła dnia znika na zachodzie. Noc długo płakała z tęsknoty za domem, a jeszcze bardziej z bezsilności, bo mimo wielu prób i wielkich chęci, nie mogła do niego powrócić. Wtedy z jej krystalicznie czystych, mieniących się blaskiem diamentów łez, powstały najpiękniejsze i najpotężniejsze istoty jakie kiedykolwiek widział ten Świat, Pory Roku. Jednak Noc nie potrafiła pokochać swych czterech pięknych córek, dlatego tez oddała je pod opiekę Niebu, które od tamtego dnia traktował Pory Roku jako swe własne dzieci

czwartek, 10 września 2015

                            Jeśli tylko... 

Był kiedyś człowiek, który szedł ciemną doliną, prosto przed siebie, ale nie wiedział dokąd zaprowadzi go droga, nie wiedział co zobaczy na jej końcu, ale szedł, bo ktoś mu kiedyś powiedział, że jeśli chce znaleźć odpowiedź, wystarczy zacząć szukać. 
Nagle oślepiło go białe światło, a było ono tak intensywne, że aż musiał zamknąć oczy, a gdy je otworzył zobaczył drzwi, otworzył je i przeszedł przez próg, a wtem otoczenie wokół niego zmieniło się. Stał teraz pośród niewysokich wzniesień, które pokrywała zielona trawa porośnięta pięknymi kolorowymi kwiatami, a kwiaty te zrywała mała dziewczynka. Kogoś mu go przypominała, ale nie pamiętał kogo, próbował odnaleźć jej wizerunek w swej pamięci, próbował z całych sił, lecz czuł, że nie pamięta nic z wcześniejszego życia, prócz białego oślepiającego światła, więc nie mógł sobie przypomnieć tej dziewczynki. Człowiek podszedł do niej i uśmiechnął się, a ta nagle posmutniała i przestała zrywać kwiaty. Dlaczego? zastanawiał się. Zaczął zadawać jej pytania, teraz już nawet nie pamiętał o co pytał, ale pamiętał, że dziewczynka za każdym razem odpowiadała, że nie wie, lub tylko wzruszała ramionami. I gdy już miał odchodzić powiedział do niej:
-Kiedyś dokonasz wielkich rzeczy. Naprawdę bardzo wielkich- i przytulił dziewczynkę a z oczu popłynęły mu łzy, i wtedy dziewczynka, jakby dokańczając jego wypowiedź, odpowiedziała-Nigdy się nie poddawaj. 
Gdy człowiek odchodził, obejrzał się jeszcze raz na nieznajomą, znów z uśmiechem na ustach zrywała kwiaty, i pomachał do niej, a potem odwrócił się i przeszedł przez próg drzwi, ale nie zamykał ich, zostawił otwarte. 
A potem świat znów zaczął istnieć, lecz istniał zupełnie inaczej. 

środa, 9 września 2015

I tak właśnie zakończyła się opowieść o Alasse i Lethiemie :) Mam nadzieję, że bardzo Wam się podobała, moi drodzy czytelnicy. Już wkrótce  na moim blogu ukaże się kolejne opowiadanie a tymczasem ten, kto z Was jeszcze nie przeczytał poprzedniego, to gorąco zachęcam a jak ktoś ma to już za sobą to proponuje przeczytać jeszcze raz, aby powtórnie przenieść się do magicznego świata elfów:) 
i pamiętajcie żeby zostawić po sobie komentarz :*

poniedziałek, 7 września 2015

             Opowieść o Alasse i Lethiemie                              rozdział 3

Ale Lethiem nie był pewny, gdzie tak naprawdę się znalazł i czy udało mu się wygnać czarne koszmary, ponieważ za nim i przed nim nie było niczego prócz rozległej złotej pustyni. Wtedy uświadomił sobie, jak trudno będzie mu wrócić do Elier. Nie wiedział, w którą stronę ma podążać więc postanowił ruszyć prosto przed siebie, dopóki nie znajdzie… czegokolwiek. Wiele dni dzielny elf i jego towarzysz spędzili na błąkaniu się po bezludnej pustyni, lecz Gwai był już dość zmęczony ciągłym biegiem, więc Lethiem postanowił iść pieszo, prowadząc konia. Po czterdziestu dniach dotarli do bagiennej ziemi pokrytej zaroślami. Elf ucieszył się ponieważ wreszcie zobaczył coś, co nie było piaskiem. Wiele dni przemierzali bagna, mając nadzieje na wydostanie się z tego niebezpiecznego terenu, gdy pewnego dnia Gwai wszedł w głębokie błoto, z którego nie mógł się wydostać. Lethiem próbował ratować konia, ale z każdą chwilą bagno wciągało go coraz bardziej, aż wreszcie znikł z oczu Lethiema. Elf pogrążył się w rozpaczy, bo stracił najlepszego przyjaciela i teraz został już całkiem sam. Przez wiele lat krążył po bagiennej ziemi, a z każdym kolejnym dniem nachodziło go zwątpienie. Ale pamiętał o obietnicy, i wiedział że nie może się poddać, póki nie powróci do Alasse, którą zapamiętał jako Radość.
    Jeszcze długo wędrował bez celu, gdy dotarł wreszcie do wielkiego, ciemnego lasu, na którego skraju, na szarym kamieniu, siedziała tajemnicza postać w czarnym płaszczu, a gdy Lethiem przeszedł obok niej, aby dostać się do lasu, spojrzała nań swymi pustymi oczyma i przemówiła:
-Tu nie znajdziesz drogi… tu , nie mieszka szczęście strzeż się- Przerażony elf wbiegł co sił do lasu i pragnął już nigdy nie zobaczyć tego widma strasznego.
Puszcza ta jednak nie była zwyczajnym lasem, a przeogromnym zielonym labiryntem, którego korytarze wciąż się zmieniały. Przez kilkadziesiąt lat Lethiem próbował wydostać się z labiryntu, lecz na próżno. Zrozumiał że nie da się z niego wyjść i że czeka go już tam tylko śmierć. Padł na kolana i po raz pierwszy w życiu zapłakał, a jego serce ogarnął wielki ból, bo wiedział, że już nigdy nie zobaczy Alasse, że już nigdy nie poczuje zapachu jej włosów, że już nigdy jej nie dotknie i nie pocałuje, a najbardziej bolało go to, że nie zdołał dotrzymać danej jej obietnicy.
    Przez te wszystkie lata Naeth czekała na ukochanego, i przez te wszystkie lata płakała, a z jej łez powstała rzeka o wodzie mieniącej się blaskiem diamentów, której bieg był odwrócony. Rzeka ta przez wiele lat szukała Lethiema aż wreszcie do niego dotarła. Elf nie wiedział, skąd ta woda pochodzi i dlaczego płynie do źródła a nie odwrotnie, ale jakaś wewnętrzna siła kazała mu podążyć zgodnie z jej prądem. I elf biegł co sił, dniami i nocami, w deszczu i w gorącym słońcu, przez piach i gęste zarośla i nie zatrzymywał się ani na chwilę, bo wiedział, że u źródła będzie czekała na niego Alasse. I nie mylił się. Gdy wreszcie dotarł do początku magicznej rzeki, stała tam. Tak samo piękna jak tamtego dnia, gdy ją opuszczał, tak samo piękna, jak ją zapamiętał. Alasse widząc ukochanego, rzuciła mu się w ramiona i długo nie wypuszczała z objęć. Tego dnia już nie płakała po raz pierwszy od stu trzydziestu czterech lat bo znów była Radością. Lethiem nie wierzył że odnalazł ukochaną, był teraz przeszczęśliwy, ale wieloletnia tułacza wędrówka go wyczerpała, a jego ciało było dotkliwie poranione. W pewnym momencie osunął się z objęć  ukochanej i upadł na zieloną trawę. Alasse pochyliła się nad nim, a ten ostatkiem sił powiedział:
- obiecałem, że wrócę veleth lin – i…  zasnął a Alasse trzymała jego stygnącą rękę jeszcze tylko przez chwilę.
                                             KONIEC


        Opowieść o Alasse i Lethiemie 

                          rozdział 2




      Mijały lata i elfy z biegiem czasu zapomniały o zasadach Rządzącego Ponad Chmurami, a widząc  wielką siłę i potencjał w zwierzętach zamieszkujących ten świat, zaczęły je udomawiać i wykorzystywać do codziennych prac. Gdy Arya Tar Fanya zobaczył, iż elfy przejmują władzę nad słabszymi od siebie zwierzętami, wpadł w wielki gniew i aby ukarać nieposłuszeństwo swych poddanych, zesłał na ich Ziemię straszną bestię o głowie lwa, ciele byka i skrzydłach smoka. Elficcy wojownicy toczyli długie walki z bestią, lecz ich wysiłki były daremne, bowiem bestia miała potężną moc. I gdy chcieli się poddać, gdy stracili już wszelką nadzieję na zwycięstwo, wtedy pojawił się on. Wspaniały wojownik, odważny i prawy, świetnie władał mieczem, a wśród elfów znany był jako miotacz strzał, bo powiadano, że nie ma na całym świecie lepszego łucznika. A na imię mu było Lethiem. Jednym celnym strzałem zabił bestię, trafiając pod skrzydło. Bestia została pokonana a Lethiem okrył się jeszcze większą sławą.
   Pewnego dnia, gdy wracał do domu po zakończonej bitwie, jego oczom ukazała się młoda dziewczyna przechadzająca się po lesie. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, bowiem dziewczyna piękniejsza była od światła gwiazdy wieczornej, a nazywano ją Alasse*, co w języku elfów znaczy Radość. Ona również pokochała dzielnego elfa i od tamtego dnia miłość tych dwojga była tak silna, iż nie potrafili żyć bez siebie.
    Ich szczęście nie trwało jednak długo. Arya Tar Fanya dowiedziawszy się o pokonaniu stworzonej przezeń bestii wpadł w jeszcze większy gniew. Nie mógł znieść tak wielkiego nieposłuszeństwa elfów. Zesłał wtedy na Elier czarne mary bez twarzy i blady strach spadł na tę ziemię, ponieważ miały one moc o tysiąckroć potężniejszą niż skrzydlata bestia, zabijały wszystkich, prócz niewinnych zwierząt. Elfy walczyły dniami i nocami, lecz nic nie mogło równać się z potęgą czarnych demonów. Wiele z nich poniosło śmierć, a ci którzy przeżyli, wiedzieli, że nie będą cieszyć się tym życiem długo. Jedyną możliwością pozbycia się czarnych mar bez twarzy było wygnanie ich poza granice Elier, tak, aby już nigdy nie znalazły drogi powrotnej. Żaden jednak elf nie miał w sobie na tyle odwagi, aby podjąć się tego zadania, żaden prócz Lethiema. Natomiast Alasse nie popierała decyzji ukochanego i długo protestowała, gdy Lethiem powiedział:
-Jeżeli te straszne widma tu zostaną, nadal będą pustoszyć nasze ziemie i zabijać naszych braci, aż wkrótce wszyscy zginiemy, ty również, a tego bym nie zniósł. Jeśli żyjąc lub ginąc zdołam cię ocalić, zrobię to. –Piękna dziewczyna nie mogąc powstrzymać łez, odpowiedziała tylko:
-Wolałabym przeżyć jedną chwilę z tobą, niż przez tysiąc lat żyć bez ciebie- Letheim milczał przez chwilę aż wreszcie odpowiedział:
-Obiecuję ci veleth lin*, że odnajdę drogę.
*veleth lin- ma miłości, cytat z filmu „Władca pierścieni dwie wierze’’ w reżyserii Petera Jacksona

-A więc będę czekała.- I Lethiem dosiadł najszybszego konia, któremu na imię było Gwai*, czyli „Wiatr’’, i ruszył w głąb lasu na północ, pozostawiając za sobą wszystko, co kochał.  
    Alasse długo płakała po utracie ukochanego. Przeogromny ból i wielkie cierpienie zawładnęło jej sercem. Z tamtą chwilą nie była już Radością a stała się Naeth*, co oznacza „Rozpacz’’, i postanowiła nią pozostać do czasu aż znów ujrzy swą miłość.
     Gwai biegł co sił w kierunku północnej granicy, przez którą najłatwiej było się przedostać, a za nim rozdrażnione, kierowane wściekłością i rządzą krwi oszalałe czarne mary bez twarzy. Był już coraz bliżej szerokiej przełęczy, kiedy to ogarnął go strach, iż nie uda mu się przeskoczyć nad przepaścią, lecz Gwai był pierwszym koniem stworzonym przez Rządzącego Ponad Chmurami, więc bez trudu przeskoczył na drugą stronę i po chwili znaleźli się poza granicami Elier, a czarne mary bez twarzy wpadły do ciemnej otchłani.

sobota, 5 września 2015

                Opowieść o Alasse i Lethiemie 

                            Rozdział pierwszy


                 Granice Elier czyli Ziemi elfów, wyznaczają cztery strony świata. Na południu płynie rzeka Nen Lusta*  co w języku tych niezwykle pięknych i długowiecznych istot oznacza „Rzeka Pusta’’, albowiem nie ma ona dna i żaden elf nigdy nie dotarł do krańca jej głębin, a brzeg jej przemierza całą południową stronę Elier, by na wschodnim końcu swej drogi  wpłynąć do jeziora  Haiyasse*, które to z kolei wyznacza całą granice wschodnią. Jego nazwa w języku elfów oznacza „Dalekie”, ponieważ wypełniająca je woda sięga daleko, daleko na wschód, a żaden elf nigdy nie dotarł do tamtejszych brzegów jeziora. Natomiast początki swe rzeka Nen Lusta bierze w Pierwszych Górach wyznaczających granicę zachodnią, których szczyty pną się wysoko w górę, lecz żaden elf nie wie, jak wysoko się wznoszą i dokąd docierają, ponieważ w połowie swej wędrówki giną w chmurach. Według wierzeń i legend elfów to właśnie tam mieszka najwyższy stwórca, nazwany przez nich Aira Tar Fanya*, co oznacza „Rządzący Ponad Chmurami’’ w królestwie zawsze niebieskim. Był On bowiem  synem Początku i Końca . Nigdy nikomu się nie objawiał ale powiadano, że wygląda jak światło pełni księżyca w bezgwiezdną noc. Władał mocą  tak potężną, iż nawet jego rodzice nie byli w stanie mu dorównać, a jego decyzje były niepodważalne. Wkrótce jednak  spotkała ich śmierć,a Aira Tar Fanya  pozostał jedyny we wszechświecie. Wtedy to właśnie stworzył Świat, w którym wyznaczył granice Ziemi Elier, a wewnątrz niej zasadził drzewa, krzewy, kolorowe kwiaty i wszelką różnorodną roślinność, po czym powołał do życia wszelkie rasy niezwykłych zwierząt, owadów i ptaków, a sam zamieszkał ponad szczytami Pierwszych Gór, które to stworzył na początku.
                 Przez wiele następnych lat patrzył na swoje dzieło,na życie na nim panujące i podziwiał. W ten sposób Aira Tar Fanya przeżył kilka stuleci, upajając się pięknem świata, które stworzył.                   Pewnego dnia zauważył, że nic nie wyznacza granicy północnej. Zdumiał się bardzo, bo przez wiele tysięcy lat był przekonany, iż wyznaczył wszystkie cztery granice Elier. Mylił się jednak, ponieważ północna granica była otwarta na świat, znajdowała się tam jedynie zielona pokryta kolorowymi kwiatami polana. Najwyższy Stwórca zamierzał natychmiast naprawić to przeoczenie, jednak wtedy naszła go kolejna myśl. Mianowicie chciał, aby prócz zwierząt i roślin jeszcze inne stworzenia zamieszkały na jego pięknym, zielonym i urodzajnym świecie. I stało się tak, jak pragnął, na jego wezwanie przez północną polanę przyszły elfy. Zanim jednak Aira Tar Fanya pozwolił im wejść do Elier ostrzegł ich mówiąc:
-Wszystkie stworzenia na tej ziemi żyją w harmonii i zgodzie, żadne nie jest potężniejsze od drugiego i żadne nie chce nad drugim zapanować, albowiem to jest mój świat, a w moim świecie wszyscy są równi, tylko Ja sprawuję tu władzę jedyną i najwyższą i tak ma pozostać, a jeśli ktokolwiek złamie moje zasady,  spotka go kara straszliwa. – Po tych słowach Aira Tar Fanya wprowadził elfy do Elier, a na polanie stworzył głęboką i szeroką przepaść wyznaczającą czwartą granicę, granicę północną, po czym znów przemówił:
-Niech żadne stworzenie nigdy nie przekracza granic Elier, albowiem stworzyłem wam świat  i a w nim wszelkie dobra. Kto jednak odważy się przebrnąć przez wyznaczone granice, nie spotka za nimi szczęścia tylko wieczny ból, cierpienie i smutek i nie uda mu się odnaleźć drogi powrotnej do Elier . – I tak oto wraz z przybyciem elfów nastała Pierwsza Era Ziemii Elier.   
  


Niniejsze dzieło podlega ochronie prawnej na mocy ustawy o prawie autorskim.





                                                   
Jeśli szukasz ucieczki od rzeczywistości, to znajdziesz ją właśnie w tym miejscu. Zostań ze mną a już wkrótce przeniosę Cię w świat fantazji w którym wszystko jest możliwe..... wystarczy uwierzyć.