poniedziałek, 7 września 2015

             Opowieść o Alasse i Lethiemie                              rozdział 3

Ale Lethiem nie był pewny, gdzie tak naprawdę się znalazł i czy udało mu się wygnać czarne koszmary, ponieważ za nim i przed nim nie było niczego prócz rozległej złotej pustyni. Wtedy uświadomił sobie, jak trudno będzie mu wrócić do Elier. Nie wiedział, w którą stronę ma podążać więc postanowił ruszyć prosto przed siebie, dopóki nie znajdzie… czegokolwiek. Wiele dni dzielny elf i jego towarzysz spędzili na błąkaniu się po bezludnej pustyni, lecz Gwai był już dość zmęczony ciągłym biegiem, więc Lethiem postanowił iść pieszo, prowadząc konia. Po czterdziestu dniach dotarli do bagiennej ziemi pokrytej zaroślami. Elf ucieszył się ponieważ wreszcie zobaczył coś, co nie było piaskiem. Wiele dni przemierzali bagna, mając nadzieje na wydostanie się z tego niebezpiecznego terenu, gdy pewnego dnia Gwai wszedł w głębokie błoto, z którego nie mógł się wydostać. Lethiem próbował ratować konia, ale z każdą chwilą bagno wciągało go coraz bardziej, aż wreszcie znikł z oczu Lethiema. Elf pogrążył się w rozpaczy, bo stracił najlepszego przyjaciela i teraz został już całkiem sam. Przez wiele lat krążył po bagiennej ziemi, a z każdym kolejnym dniem nachodziło go zwątpienie. Ale pamiętał o obietnicy, i wiedział że nie może się poddać, póki nie powróci do Alasse, którą zapamiętał jako Radość.
    Jeszcze długo wędrował bez celu, gdy dotarł wreszcie do wielkiego, ciemnego lasu, na którego skraju, na szarym kamieniu, siedziała tajemnicza postać w czarnym płaszczu, a gdy Lethiem przeszedł obok niej, aby dostać się do lasu, spojrzała nań swymi pustymi oczyma i przemówiła:
-Tu nie znajdziesz drogi… tu , nie mieszka szczęście strzeż się- Przerażony elf wbiegł co sił do lasu i pragnął już nigdy nie zobaczyć tego widma strasznego.
Puszcza ta jednak nie była zwyczajnym lasem, a przeogromnym zielonym labiryntem, którego korytarze wciąż się zmieniały. Przez kilkadziesiąt lat Lethiem próbował wydostać się z labiryntu, lecz na próżno. Zrozumiał że nie da się z niego wyjść i że czeka go już tam tylko śmierć. Padł na kolana i po raz pierwszy w życiu zapłakał, a jego serce ogarnął wielki ból, bo wiedział, że już nigdy nie zobaczy Alasse, że już nigdy nie poczuje zapachu jej włosów, że już nigdy jej nie dotknie i nie pocałuje, a najbardziej bolało go to, że nie zdołał dotrzymać danej jej obietnicy.
    Przez te wszystkie lata Naeth czekała na ukochanego, i przez te wszystkie lata płakała, a z jej łez powstała rzeka o wodzie mieniącej się blaskiem diamentów, której bieg był odwrócony. Rzeka ta przez wiele lat szukała Lethiema aż wreszcie do niego dotarła. Elf nie wiedział, skąd ta woda pochodzi i dlaczego płynie do źródła a nie odwrotnie, ale jakaś wewnętrzna siła kazała mu podążyć zgodnie z jej prądem. I elf biegł co sił, dniami i nocami, w deszczu i w gorącym słońcu, przez piach i gęste zarośla i nie zatrzymywał się ani na chwilę, bo wiedział, że u źródła będzie czekała na niego Alasse. I nie mylił się. Gdy wreszcie dotarł do początku magicznej rzeki, stała tam. Tak samo piękna jak tamtego dnia, gdy ją opuszczał, tak samo piękna, jak ją zapamiętał. Alasse widząc ukochanego, rzuciła mu się w ramiona i długo nie wypuszczała z objęć. Tego dnia już nie płakała po raz pierwszy od stu trzydziestu czterech lat bo znów była Radością. Lethiem nie wierzył że odnalazł ukochaną, był teraz przeszczęśliwy, ale wieloletnia tułacza wędrówka go wyczerpała, a jego ciało było dotkliwie poranione. W pewnym momencie osunął się z objęć  ukochanej i upadł na zieloną trawę. Alasse pochyliła się nad nim, a ten ostatkiem sił powiedział:
- obiecałem, że wrócę veleth lin – i…  zasnął a Alasse trzymała jego stygnącą rękę jeszcze tylko przez chwilę.
                                             KONIEC


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz