Opowieść o Alasse i Lethiemie rozdział 3
Ale Lethiem
nie był pewny, gdzie tak naprawdę się znalazł i czy udało mu się wygnać czarne
koszmary, ponieważ za nim i przed nim nie było niczego prócz rozległej złotej
pustyni. Wtedy uświadomił sobie, jak trudno będzie mu wrócić do Elier. Nie
wiedział, w którą stronę ma podążać więc postanowił ruszyć prosto przed siebie,
dopóki nie znajdzie… czegokolwiek. Wiele dni dzielny elf i jego towarzysz
spędzili na błąkaniu się po bezludnej pustyni, lecz Gwai był już dość zmęczony
ciągłym biegiem, więc Lethiem postanowił iść pieszo, prowadząc konia. Po
czterdziestu dniach dotarli do bagiennej ziemi pokrytej zaroślami. Elf ucieszył
się ponieważ wreszcie zobaczył coś, co nie było piaskiem. Wiele dni
przemierzali bagna, mając nadzieje na wydostanie się z tego niebezpiecznego
terenu, gdy pewnego dnia Gwai wszedł w głębokie błoto, z którego nie mógł się
wydostać. Lethiem próbował ratować konia, ale z każdą chwilą bagno wciągało go
coraz bardziej, aż wreszcie znikł z oczu Lethiema. Elf pogrążył się w rozpaczy,
bo stracił najlepszego przyjaciela i teraz został już całkiem sam. Przez wiele
lat krążył po bagiennej ziemi, a z każdym kolejnym dniem nachodziło go
zwątpienie. Ale pamiętał o obietnicy, i wiedział że nie może się poddać, póki
nie powróci do Alasse, którą zapamiętał jako Radość.
Jeszcze długo wędrował bez celu, gdy dotarł
wreszcie do wielkiego, ciemnego lasu, na którego skraju, na szarym kamieniu,
siedziała tajemnicza postać w czarnym płaszczu, a gdy Lethiem przeszedł obok
niej, aby dostać się do lasu, spojrzała nań swymi pustymi oczyma i przemówiła:
-Tu nie
znajdziesz drogi… tu , nie mieszka szczęście strzeż się- Przerażony elf wbiegł
co sił do lasu i pragnął już nigdy nie zobaczyć tego widma strasznego.
Puszcza ta
jednak nie była zwyczajnym lasem, a przeogromnym zielonym labiryntem, którego korytarze
wciąż się zmieniały. Przez kilkadziesiąt lat Lethiem próbował wydostać się z
labiryntu, lecz na próżno. Zrozumiał że nie da się z niego wyjść i że czeka go
już tam tylko śmierć. Padł na kolana i po raz pierwszy w życiu zapłakał, a jego
serce ogarnął wielki ból, bo wiedział, że już nigdy nie zobaczy Alasse, że już
nigdy nie poczuje zapachu jej włosów, że już nigdy jej nie dotknie i nie
pocałuje, a najbardziej bolało go to, że nie zdołał dotrzymać danej jej
obietnicy.
Przez
te wszystkie lata Naeth czekała na ukochanego, i przez te wszystkie lata
płakała, a z jej łez powstała rzeka o wodzie mieniącej się blaskiem diamentów,
której bieg był odwrócony. Rzeka ta przez wiele lat szukała Lethiema aż
wreszcie do niego dotarła. Elf nie wiedział, skąd ta woda pochodzi i dlaczego
płynie do źródła a nie odwrotnie, ale jakaś wewnętrzna siła kazała mu podążyć
zgodnie z jej prądem. I elf biegł co sił, dniami i nocami, w deszczu i w
gorącym słońcu, przez piach i gęste zarośla i nie zatrzymywał się ani na
chwilę, bo wiedział, że u źródła będzie czekała na niego Alasse. I nie mylił
się. Gdy wreszcie dotarł do początku magicznej rzeki, stała tam. Tak samo
piękna jak tamtego dnia, gdy ją opuszczał, tak samo piękna, jak ją zapamiętał. Alasse
widząc ukochanego, rzuciła mu się w ramiona i długo nie wypuszczała z objęć.
Tego dnia już nie płakała po raz pierwszy od stu trzydziestu czterech lat bo
znów była Radością. Lethiem nie wierzył że odnalazł ukochaną, był teraz
przeszczęśliwy, ale wieloletnia tułacza wędrówka go wyczerpała, a jego ciało
było dotkliwie poranione. W pewnym momencie osunął się z objęć ukochanej i upadł na zieloną trawę. Alasse
pochyliła się nad nim, a ten ostatkiem sił powiedział:
- obiecałem,
że wrócę veleth lin – i… zasnął a Alasse
trzymała jego stygnącą rękę jeszcze tylko przez chwilę.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz